Jak życ, żeby nasze życie można bylo nazwać pełnym? Czy mąż/żona, zdrowe dzieci, dom, samochod, super wakacje są jakimś wyznacznikiem pełnego życia? Czy muszą wystąpic wszystkie te elementy na raz, czy w ogole musi wystąpić jakiś z nich?
Nigdy nie wiemy, kiedy nasze pełne szczęscia życie, cokolwiek przez to rozumiemy, zmieni się i zaskoczeni zostaniemy postawieni przed faktem radzenia sobie w nowej niefajnej rzeczywistosci. (Lub fajnej).
W każdym momencie naszego życia moze wydarzyc sie cos, co nas zwali z nog.
Bo życie ciągle plynie, ciagle się zmienia. Trzeba płynąć z prądem. Jak to mowią: "Raz na wozie raz pod wozem.."
Zresztą czy mogłaby byc jedna instrukcja obsługi życia dla kazdego?
Czy mozna zamknąć sie w zlotej klatce i odgrodzić się od nieuniknionego? Czy jest jakis zloty srodek? Pewnie nie ma..
Doświadczylam tego, jak moje zwykłe spokojne życie rozstrzaskalo sie w drobny mak. Mozliwe ze wy tez cos takiego przezyliscie. W moim przypadku przyszła choroba. Zmiana. Nieznane. Od momentu wykrycia choroby unikalam zycia przez około roku. Aż w końcu stanęłam sama przed sobą i zadalam sobie pytanie. Życie jest do przeżycia, a nie do unikania... jesli zostalam postawiona w takiej rzeczywistosci to też teraz muszę jakos żyć.. muszę zacząć płynąć z prądem.. inaczej się zamęczę sama, zanim choroba to zrobi.
Kartki z kalendarza zrywamy, czy chcemy tego czy nie, czy jestem szczęsliwa czy nie, czy jestem chora czy zdrowa, w jakiejkolwiek nie znajdziemy sie rzeczywistosci pewne rzeczy nadchodzą. Tak samo jak bogatym, szczęsliwym..
np święta...
... Nadeszly Swieta Bozego Narodzenia. A ja w szpitalu.. jak żyyyc??
Czy to najgorszy koszmar koszmarow??
Okazuje się, ze nie taki diabel straszny jak go malują. Okazało się, ze te Swięta byly wyjątkowe. Inne, nie znaczy gorsze. Czasem zamartwiamy się wszystkim dookola, nawet rzeczami ktore nie sa problemem, ale stres, ktory sie w takiej sytuacji pojawia juz nas martwi, juz nas gnębi.. działa na nas destrukcyjnie, chociaż moze się okazać, ze cała sytuacja obrócila sie w pozytyw. W tamten dzien (Wigilię) zrobilam wiele rzeczy pierwszy raz. Pierwszy raz bylam na pasterce, pierwszy raz spiewalam kolendy z tyloma osobami.. pierwszy raz spedzalam to swieto poza domem, pierwszy raz rownież z "obcymi" ludzmi.
Jak bym do tego podeszla, gdyby moj umysl byl zamkniety. Gdybym nie byla dopasowana do warunkow, na pewno bym to zniosla bardzo źle.. a tak jadlam najlepsze pierogi z kapusta i grzybami pod sloncem, mama ugotowala wyjatkowo duzo, wyjatkowo pysznych pierogów. Wieczor spedzilam z rodzicami oraz dwoma wspoltowarzyszami niedoli. Troche zjedlismy. Troche porozmawialismy. Późnym wieczorem pielegniarka zainicjowala dzielenie sie oplatkiem na oddziale, wiec wszyscy nieszczesnicy wyszli ze swoich norek pozyczyc sobie zdrowia. Potem pospiewalismy kolendy i poszlismy na pasterkę. Podobnie bylo w przypadku Sylwestra..
Spedzilismy go po prostu wspolnie na rozmowach przed telewizorem. Poobgadywalismy piosenkarzy z telewizji..
Musielismy przyjac to co nam zycie przynioslo. Zycie przybralo fatalny obrot, spędzam sylwestra ledwo żyjąc, podpieta do pompy..
Nie tańczę na balu, tylko siedzę w 4ch szpitalnych scianach, ale chce życ na tyle w pelni, jak tylko sie da. To jest naprawdę trudne. Żyje się może trochę nadzieją. Niestety nie wszystko idzie zawsze po naszej mysli, ale staramy się jak najlepiej przejsc przez zycie z przeciwnosciami wiekszymi czy mniejszymi. Taka już jest nasza natura.
Mam nadzieje ze po chudych latach przyjdą tluste.
Na razie jestem na etapie odnawiania sie. Rany fizyczne i psychiczne goją się. Te psychiczne nieco wolniej. Kiedy dostrzeglam ze mam mozliwosci odnowy i regeneracji zaczelam życ, nie trwac, ale życ. Jakikolwiek życie przyniesie scenariusz, jezeli wierzymy w to, ze poradzimy sobie z przeciwnosciami, to sobie poradzimy. Jesli bedziemy myslec, ze czegos nie jestesny w stanie zniesc, bedziemy dzialac przeciw sobie. Pomagajmy sobie pozytywnym myśleniem.
Na razie jestem na etapie rozkładania całej mojej choroby oraz wszystkich z tym związanych niedogodności, wyrzeczeń - elementów składowych na czynniki pierwsze i staram się zbudować coś od nowa. Staram się uleczyc emocjonalne rany. Od razu sobie uzmyslawiam takie rany na ciele, np po cięciu mostka. Najpierw trzeba taką ranę oczyscic, odkazić, dopiero potem sie zagoi.
Na razie probuję sama. Moze przyjdzie czas na terapię, na razie jestem ja, moje mysli i moj blog no i mam nadzieję Ty czytelniku.
Archiwum własne
Archiwum własne




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz