Czy mozna o tym zapomnieć? Czy pamięć jest niezawodna?
Nie jestem naukowcem, mogę tylko mówić o mojej osobistej pamięci i o tym co ja pamiętam.
Czekając na przeszczep człowiek sobie wyobraża różne scenariusze. Z jednej strony, chciałam tego szybko, żeby uniknąć długiego leżenia w szpitalu, z drugiej strony przychodziła często do mnie taka refleksja, a co jak to wszystko się nie uda i to są tak naprawdę moje ostatnie dni, na tym świecie? Nie mogłam ustabilizować myśli. Myśląc sobie.. no ile jeszcze można czekać, na szali równoważyla myśl, a jak tym pośpiechem skrócę sobie życie. Teraz bynajmniej mam to co mam, słabe to zycie szpitalne, ale jednak życie. Odganiałam złe myśli i starałam się myślec, że czekam na najlepsze serce dla siebie. Chciałam dostac serce pod choinkę..
Zresztą przecież nie od początku czekałam na dwa organy.
Szpitalne leżenie rozpoczęłam 26 listopada 2018, a o podwójnym przeszczepie, razem z wątrobą zadecydowali 10.01.19.
Gdybym dostała wcześniej serce, wszystko potoczyloby się inaczej.
Myślę, że jest dobrze tak jak jest teraz.
23.01 okolo godziny 19tej siedzialam z kolegą na kanapie pod oddziałem kardiomiopatii w Aninie. Moim oddziałem. Moim drugim domem. Zmęczeni tym wszystkim wymienialiśmy się szpitalnymi doświadczeniami.. rozmawialismy o współlokatorach o tym, że przyjmują chorych na oddziały, że ledwo wygrzebałam się z infekcji, ktora dodatkowo czlowieka dobijała i osłabiała. Po korytarzu biegał pan doktor dyżurny, którego znałam i lubiłam i dalej lubię oczywiście. Nawet zamienilismy z Karolem parę zdań na temat, że lekarz jest wyjątkowo dziś zalatany, bo wyglądał na przejętego. Czy już wiedział..?? (Muszę go kiedyś o to zapytać..)
Wiedziałam, ze informują o sercu zwykle o dwóch porach. O 8 rano lub 12 w nocy. Że zwykle robi to koordynator lub chirurg. Bezsennosć sprawiała, że snułam się późnymi wieczorami po korytarzach i kiedy o 12 w nocy wchodził jakiś nieznajomy w kubraczku chirurga na oddzial, serce zamierało..idzie..do czyjego pokoju..? Ee..nie
..
Fałszywy alarm..
Całkowite zaskoczenie.
Byłam w łazience.
Godzina 23.50 dnia 23.01.19 - szykowałam się do spania. Kremy i inne substancje szly w ruch. Uslyszałam pukanie do drzwi.
Pani Adrianno, zaraz do pani przyjdę..
Lekarz dyżurny. Ten sam sprzed kilku godzin. Przyszedł niewzywany..
Hmmm...
Szybko naciągnęłam ubranie wyszlam z sali, ale juz go nie bylo. Usiadlam na kozetce przed moją salą i zaczęłam pisać na mesendzerze do kolegi Marcina, ktory czekal na serce już od 7 miesięcy w pokoju obok.
Marcin a lekarz dyżurny może informować?? Bo mam dziwną sytuację. On odpisuje, ze raczej nie. Patrzę na pielęgniarki.. one patrzą na mnie. Nic nie mówią. Czułam pismo nosem, ale bałam się wypowiedzieć to na głos. Przycupnięta na kozetce z sercem w gardle czułam się wyjątkowo samotna. Czlowiek jest sam. Sam ze swoimi myślami. Można uciekać do towarzystwa, do innych, ale w najważniejszych momentach życia nikt za ciebie życia nie przezyje, nikt nie weźmie takiej informacji na klatę, nie przeżyje np. poinformowania o przeszczepie, o nadchodzącej kluczowej operacji.
I znow na szali: zycie czy śmierc, życie czy śmierć..
Minuty stawały się godzinami, kiedy on przyjdzie. Czy to zwykła wizyta czy będzię tą najważniejszą.
W koncu bańka pękla i pytam pielęgniarek. Co chciał doktor? - on juz do pani idzie odparla..
Slyszę ktoś wszedł na oddział, kroki... jest. Patrzy na mnie, ja siedzę taka malutka skulona na tej kozetce, podchodzi i mowi: Pani Adrianno jest serce dla pani.. i wątroba.
Ja na to chyba (tak pamiętam): cieszę się.
I tyle. Nie skakalam z radości, nie krzyczałam na cały szpital. Nie trzęsłam się z radości, nie leciały mi łzy..
Zwykłe, racjonalne: cieszę się.
Wcześniej naoglądałam się filmikow na insta (hearttransplantsurvor np.) jak ludzie reagują w takiej sytuacji...
Może nie jestem aż taka ekspresyjna, podeszlam bardziej racjonalnie chyba.
Co było potem..??
Dokładnie nie pamiętam minuty po minucie, ale powiedziałam chłopakom w pokoju obok. Lekarz poinformował mnie, że operacja odbędzie się okolo 4 nad ranem i że o drugiej powinnam się już szykować, czyli myć w płynie odkażającym golić klate i takie tam...
..hehe żartuje, ale facetom każą golić klatę.
Następną godzinę spędziłam przed drzwiami na oddzial, dzwoniąc i pisząc do ludzi. Najpierw do mamy: halo hej..wiesz co.. mam serce..
Tata chwilowo opuscil Warszawe i pojechal do domu. Dzwonię nie odbiera. No taaak... myślę. Ładuje telefon w kuchni a śpi gdzie indziej. To nie to pokolenie, ktore nie moze obyć się 5 minit bez telefonu. Zadzwoniłam parę razy i napisałam smsa. Ja mam serce a ty spisz..
Tego jeszcze nie grali..
Napisalam do znajonych, najblizszych, niektorzy oddzwonili wiec jeszcze pogadalam. Nie umiem okreslić co się czuje w takich momentach..
Jakiego byśmu nie mieli ogromnego wsparcia, to w takich sytuacjach jestesmy sami. Ja sama muszę zadecydować. Nikt za mnie tego nie zrobi. To moje zycie się waży.. to ja piszę do przykaciółki ostatniego smsa:
"Jakby co to milo bylo mi Ciebie poznać"
Czuje chyba, ze się uda..nie wiem..
Zostaję przygnieciona kolejnymi stresującymi wiadomościami. Nie ma krwi. Nie ma mojej grupy krwi. W Warszawie w banku krwii jest zaledwie kilka jednostek (4). W szpitalu (2), a potrzeba (21) jednostek.
No niee.. a miało być tak pieeekniee.
Ile razy slyszalam, ze operacja nie mogła się odbyć, bo nie ma krwii. Jak to mozliwe, że ludzie czekaja na pilny przeszczep (czyli w kazdym momencie może być operacja), nie ma zgloszonego zapotrzebowania na moją grupę ? Może było, ale ktoś potrzebował jej wcześniej... Ale tak jest.
Zaczęło się nerwowe wydzwanianie na oddziale. Nie dopuszczałam myśli, ze to aż tak poważna sprawa. Zdążyłam się wykąpać w tym mydle odkażającym, i dowiedziałam się, ze przekładają operację o kilka godzin, bedą czekać na krew.
To wszystko odbywało się niedługo po tragedii w Gdańsku, kiedy zostal zamordowany prezydent Gdańska. Powiedziałam do lekarza: to niech ściągną z Gdańska tą krew.
Wtedy bardzo dużo ludzi ją oddało..
Ale nie wiem czy to takie proste było.
O co chodzi z tą krwią?
Otóż krew oddana dzisiaj, nie może zostac wykorzystan dzisiaj. Nawet, jakbym sciągnęła na cito znajonych, rodzinę z moją grupą to i tak nie trafiłaby do mnie. Krew trzeba przygotowac, przebadac. Oni robią różne krzyżówki. W momencie pilnego zapotrzebowania dla konkretnej osoby, oddanie na 3h przed operacją to jest zbyt krótki czas. Oczywiście, znajdą się potrzebujący, ale lepiej oddawać po prostu cyklicznie. Jeśli jestes młody i zdrowy, Twoja krew jest potrzebna. Zostań dawcą!
Lekarz powiedział. Musimy przesunąć operację o kilka godzin, ale dawca jest stabilny, proszę się nie martwić.
Proszę iść spać, operację przesuwamy ma jutro na 14tą.
Ja jak taki posłuszny zwierzaczek padłam na łóżko i już mało co pamiętam.
Ranek przed operacją:
Nie pamiętam jak mnie obudzili, nie pamiętam czy robili mi jakies badania.. krwii na pewno..
Dla mojej glowy to już chyba było za dużo.
Mądry mózg nie chciał aż tak mnie obciążać.. wiem, że się kąpałam po raz drugi, że ubrałam kubraczek operacyjny, ktory byl na mnie o 4 rozmiary za duży, ze brat Marcina przywiózł pyszne kremówki, a ja ich nie spróbuje.
Pamiętam panią, ktora przyszla na wizyte do poradni i wpadla mnie odwiedzic a ja do niej: zaraz mam przeszczep i obie zaczęłyśmy płakać.
Panią paycholog, ktora mi przyniosła zgodę, na operację, ale w sumie to nie wiem do konca. Nie pamiętam podposywania zgody..
Koordynatora zaglądającego przez próg, bo mial 40 stopni gorączki a tak wyszlo ze chciałam z nim porozmawiać i się okazało ze on przyszedl a ja prawie na przeszczepie..no i tyle..
Kazali się polożyć na łóżko. Przyszly pielęgniarki i zaczęły jechać. Nigdy nie zapomnę tych smutnych oczu Marcina, ze on 7 miesięcy czeka a ja pstryk i jadę.. pamietam ze mu powoedzialam ze bedzie mial po mnie zaraz. Towarzyszyla mi mama i poprosilam o filmik. Dalej już pamiętam z filmiku. Jak mnie wiozą..
Następnie coś mi świta z usypianiem..na sali już, ale mój mózg się oczyścił z takich traumatycznych przeżyć....12 h operacji plus kilka w śpiączce po i kolejnym wspomnieniem jestem ja z rurką w buzi na popie. Kiwam glową lekarce, ze nie bede sobie sama wyciągac rurki.
Początek nowego życia.
Życia jak nigdy dotąd.
P.s.
Marcin dostal serce dzień po tym, jak mnie skończyli operowac. Śmiejemy się, że mnie ściągali ze stołu a jego kładli.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz