Mam pierwsza grupe inwalidzka, czyli znaczny stopień niepelnosprawności. Dzieki temu ludzie tacy jak ja, potrzebujący "mają pewne przywileje". Szkoda, ze ten świat nie jest przystosowany do nowej technologii, ktora w niektorych urzędach zaskoczyła pracowników.
Dostając orzeczenie o stopniu niepelnosprawności, kwitek ktory przychodzi pocztą, moim zdaniem powiniem zawierać wykaz przywilejów w swojej otrzymanej grupie. Np nie wiedzialam, ze inwalidzi 1 gr. moga dostac się do specjalisty w ciagu "7 dni".
Nabralam troche odpornosci i postanowilam skorzystac z tego przywileju, bo mam do obskoczenia jeszcze kilku specjalistow. M.in. diabetologa, przez cukrzycę polekową.
W kwietniu tego roku do diabetologa zostalam zarejestrowana na marzec przyszlego. Podczas rejestracji nikt mnie oczywiscie nie poinformowal o takiej ewentualnosci przyjmowania w szybszym terminie. A legitymację pokazywalam.
Jak poszlam pobrać krew w szpitalu na Banacha.
Panie, które pobieraja krew mają po 100 lat, przynajmniej na takie wyglądają. Są zblazowane, wypalone, nieszczęśliwe i są w grupie, więc mają juz od 6tej rano obgadane, co im w życiu nie wychodzi. Do pobrania krwii pobiera się numerki i to jest najrozsasniejsze rozwiązanie, bo nikt na mnie nie krzyczy jak pomijam kolejkę i wchodzę bez niej. Idąc tam 1wszy raz oczywiście wzielam numerek uprzywilejowany.. jako kombatant inwalida 1wszej grupy, bo jest milion opcji do wyboru, ale nie ma wlaściwej dla mnie. Pani z gory patrzac na mnie, ze nie wszedl kombatant krzyczy zeby pokazac legitymację. Okazało się, ze wyciągnęłam zusowską, a nie tą odpowiednią o niepełnosprawności, wiec musialam sie wrócic na korytarz do plecaka po odpowiednią. Wchodzac ponownie, pani patrzy na tę legitymacje jak "sroka w gnat" i pyta z niezadowoleniem: znaczny stopień..?, ja mówię tak. Proszę pokazać orzeczenie papierowe. Ale po co Pani orzeczenie, to jest moja legitymacja, która uprawnia mnie do uzyskiwania przywilejów..
Ale my nie mamy skanera..!
Ale co mnie to obchodzi.. mamy 21 wiek - mowię - ona na to:
To widocznie cofnęła się Pani w czasie..
Najwyraźniej - odpowiedziałam.
- Nastepnym razem proszę przynieść orzeczenie!!
Do konca nie wiedzialam o co chodzi, bo czym bedzie różniło się orzeczenie na kartce a 4 od legitymacji. Ale juz niedlugo mialam sie o tym przekonac..
Przy kolejnej okazji pobrania numerka uprzywilejowanego w okienku szpitalnym so rejestracji, pokazując pani legitymację kartonik, pani pyta mnie: - pierwszy stopien?? Ja mówię tak. Nie robila problemow, że nie ma skanera - to jej problem nie moj. Zdrowe podejscie. I wtedy dokładnie obejrzalam kartonik.
Jest zdjecie, imie i nazwisko, ale nie ma innych informacji, ktore są zakodowane. Wiec taka pani widzi, ze jestem niepelnosprawna, ale nie wie z jakiego powodu i ze to akurat pierwsza grupa.. a moze "biorę tego kombatanta" bez uprawnień i chcę wykiwać system?? Przecież nie wyglądam na chorą..
(Dodam, ze uprzywilejowanie w kolejkach dotyczy tylko znacznego stopnia niepelnospr. A wszystkie kartoniki wygladaja tak samo. Bez skanera nie wiadomo..)
Kolejna sytuacja z 22.08.19
Mam urodziny. Podleczyli mnie w szpitalu ostatnio, więc postanowiłam z tatą pojechac do Krakowa. Z Wawy jedzie się szybko, mam duża znizke na bilety: znaczy ja ma 37 procent, moj tata jako moj opiekun 95 procent, wiec jedziemy "pendolino" za 33 zl.. a w zasadzie to ekspres intercity premium. Niewazne. Zdziwily mnie dosc stare wagony i zalane chodniki i brudne siedzenia, ale ok za 16,50 od osoby jakos to przezyje.
Ale..
Kupujac bilet, powinnam mieć szansę na zakup biletu na miejscach dla niepelnoaprawnych. Są takie wagony z takimi miejscami. Osobno dla ludzi podrozujacych na wozkach jak i bez, oraz np. kobiet w ciazy.
Tutaj, w tym pociagu nie mialam mozliwosci wyboru miejsca dla niepelnosprawnych bez wozka inwalidzkiego. Wiec kupilam normalne miejsca, ale na dzien dobry jakis facet za mna kaszlal i chcialam stamtad uciec najszybciej jak sie da..
Poszlam wiec do konduktora i spytalam czy w tym pociagu sa miejsca dla niepelnosprawnych, on na to ze tak w wagonie warsu sa takie wydzielone..
I tu zacząl sie problem, aczkolwiek przez chwile pomyslalam ze moze jednak go nie bedzie.
Ja jadę z psem, wiec grzecznie spytalam czy moge z psem usiasc na tych miejscach. - Tak uslyszalam.
Wiec weszlam do wagonu z psem w torbie transportowej, ze tylko lepek mu wystawal ..
Ale szybciutenko znalazl sie inny konduktor, ktory napadl na nas, ze z psem w warsie nie mozna. (Dodam ze to byl wagon z miejscami przy stoliku, a przygotowywanie jedzenia odbywało się w innym wagonie. No nie mozna - ja rozumiem, ale ja jestem tu z innego powodu, niz jedzenie. Bo sanepid bo dupa jasiu. On pyta czy kupilam tu miejsca, ja mowie ze nie, bo nie bylo takiej mozliwosci, ale mam prawo tu usiasc jesli jest wolne. Pies nie moze jechac w warsie nie rozumie pani?
Prosze wracac na swoje miejsca.
Bylam uparta, z powodu tego kaszlacego pana a tutaj miejsce jest przy scianie i nikt za mna nie siedzi. Pytam go a jesli ktos przyjdzie z psem pezewodnikiem to tez pan go wyrzuci??
Nie. Pies przewodnik moze, ale moj w torbie raczej przewodnikiem nie jest.
Pan konduktor jednym slowem mial na koncu jezyka wypieprzac mi stad z tym psem.
W koncu stanelo na tym ze tata poszedl na nasze miejsce a ja tu zostalam w warsie bez psa.
Ja się pytam: retorycznie niestety.. bo kogo i gdzie jesli chodzi o pkp. Musialabym wezwac tvn, zeby to naglośnic i chodzic wszedzie z ukryta kamera..
Mądry ktoś wymyslil miejsca dla niepelnosprawnych w warsie i nie przewidzial ze niepelnosprawny moze jechac ze zwierzęciem.
System jest dziurawy, a cierpi pacjent, chory, wielce "uprzywilejowany", bo panu konduktorowi latwo mowic co mu slina na jezyk przyniesie bo przeciez wygladam na sprawna, zdrowa.
Kolejna sytuacja:
oj chyba w nieskonczoność te sytuacje będą się rodzić..
To już mnie rozzłościło na maxa. Prawdziwa niedorzeczność.
Poszlam do przychodni na Strusia w Warszawie zapisać się na szybko do tych specjalistow do których musiałam się udać. Znow w tym czasie wykorzystuję moją chwilową lepszą odporność. Pokazuję pani w rejestracji kartonik niepelnosprawnosci, oczywiscie gdybym nie miała przy sobie formatu papierowego to nic bym nie zalatwila. Rejestruje sie do diabetologa i laryngologa. Pani podala mi daty i godziny przyjęcia, zapisalam w moim kalendarzu i przyszedl czas na laryngologa. Mialam wejsc jako pierwsza na 10, on mowi pani z 10tej..wchodzę on patrzy w system, a mnie nie ma. Nie mam u niego wizyty na dzis. Proszę wyjasnić w recepcji..
W recepcji pani patrzy na mnie. Nie ma pani wizyty u tego specjalisty. Jak to nie mam. Ma pani u diabetologa tylko. No tak 2 dni temu rejestrowalam sie do tych dwóch. Ona do mnie: -jakby sie pani rejestrowala to bylaby wizyta..
No to stwierdzenie rozwalilo moj system nerwowy w tamtej chwili. Czyli sobie wymyslilam wizyte. Zamiast powiedziec, ze musiała zajść jakaś pomyłka, to robi ze mnie wariata. I znow udowadniaj, ze nie jestes sloniem. Probowalam udowodnic pani, ze jak ona cos zle zrobi to ja nie mam na to wplywu.. ona twierdzila ze to nie ona mnie wtedy rejestrowala nieudolnie, no i ogolnie wywalone w takiej sytuacji. Tym razem nie omieszkalam pojsc do kierownika placowki. I co z tego. Zadzwonila do lekarza, ale powiedzial ze mnie nie przyjmie. Buc totalny. Oby nie musial sie przekonywac nigdy jak to jest tafic na takiego jak on. Brak mi slow. Na chwilę obecną powinnam mieć latwiej z tym, a mam trudniej, bo ludzie na stanowiskach w nfztowskich placowkach nie są wyedukowani. Temat rzeka.. Badzmy zdrowi i nie potrzebujmy tych wątpliwych przywilejów.. amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz