W tym tygodniu wpadlam do szpitala w Aninie po papiery, ktore miala mi przygotowac moja doktor. Przy okazji wizyta tam stala się okazją do spotkania z kolegami po przeszczepach. Tak z kolegami, poniewaz jestem jedynym kobiecym rodzynkiem z wśrod osob po przeszszepie, w tym czasie. Oczywiscie bywają kobiety, nawet teraz są trzy swieżynki po przeszczepach serca, ale jeszcze mają przymusową izolację.
Sukcesywnie musimy sie pojawiać na biopsji serca w szpitalu, wiaże sie to z 3,4 dniowym pobytem w "kurorcie anińskim" i niektorzy znajomi po prostu byli na takiej hospitalizacji, mielismy okazję porozmawiac. Wniosek mój z tych rozmow jest taki, ze wszyscy odrodzilismy się jak Feniks z popiołów. Mamy jednoczesnie podobne historie naszych chorob i bardzo różne. Niektorzy naprawdę ledwo dociagneli do przeszczepu, byli w bardzo zlym stanie. A jednak. Organizm się podzwignął. Aż z punktu widzenia obserwatora, niektore historie wręcz nazwalabym cudami. Może to medycyna, może współczesna nauka, ale nikt mi nie powie, ze nie ma w tym ręki Boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz