Pół roku minęło jak jeden dzień i nastał czas na półroczną biopsję serca. Biopsje dla przeszczepieńców w Aninie robione są we wtorki, także planowe przyjęcie na oddział przy okazji biopsji następuje w poniedziałek.
Przyjęcie, badanie krwii, rozmowa z lekarzem i takie tam..
Dzień mi minął jak z bicza strzelił. Wizytę w szpitalu teraz traktuję jak spotkanie towarzyskie z noclegiem i lekkimi niedogodnościami związanymi z kłuciem i bywaniem w pokoju na śniadanie obiad kolację, no ew. na wizytę lekarza haha.
Jak znoszę biopsję serca? Prawie zasypiam. Kiedys miałam obawy przed jakimikolwiek badaniami. Lekki stresik zawsze był. Teraz potrafię zasnąć podczas echa serca lub nawet podczas biopsji muszę się zmuszać do niezasypiania.
Wiem, że każdy różnie przechodzi taką biopsję. Ja chyba mam wysoki próg bólu. Lekka niedogodność przy kłuciu szyi w celu znieczulenia i potem juz nic mnie nie boli. Czuję lekkie kołatanie serca i tyle. Rachu ciachu i po strachu. Tak do tego podchodzę. O wynik również jakoś się nie martwię. Nie mam pojęcia jak to wytlumaczyć. Znaczy wiem. Zawierzylam się Bogu i wiem, ze On się mną dobrze opiekuje. Myślę, że taką drogę już przeszłam, po to żeby żyć a nie umrzeć.
Wynik zeróweczka, czyli zero odrzutu. Radość ogromna. Kolejna biopsja chyba po roku od przeszczepu.
Dziś za to Pani Doktor poinformowała mnie, że w rentgenie płuc wyszło jakieś zacienienie i w pt. Zrobią mi kontrolną tomografię. Na razie powiedziala, że nie są w stanie powiedzieć na podstawie zdjęcia co to może być. Czy bardziej bakteria czy może jakis rak.
No - tego w ogóle nie biorę pod uwagę. Choć wiadomo, ze trochę zasiała niepokoju, ale zakładam, ze to nic takiego. Kiedys juz prawie mnie kladli w szpitalu gruźliczym, takie złe zdjęcie pluc wyszło, a tomografia nic nie potwierdziła, więc nie boję się na zapas...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz