poniedziałek, 29 lipca 2019

Szczęście - z cyklu przemyślenia

Przylapalam sie na tym, co zostalo rowniez zauwazone przez pewna bliska mi osobe, ze dziele zycie na: przed przeszczepem i po przeszczepie. Tak to prawda. Przed przeszczepem moje zycie bylo inne. I nie dlatego, ze pracowalam a teraz nie pracuje. Po prostu widziałam swiat innymi oczami. Bylam innym czlowiekiem. I to oczywiscie nie ze wzgledu na to, ze niby mialabym sie zmienic, bo cudze serce nadalo mi cechy charakteru innej osoby. Oczywiscie, ze nie. Widzialam swiat innymi oczami, przez pryzmat innych doswiadczen.
W sumie, nie mialam nigdy wczesniej traumatycznych doswiadczen. Mozna powiedziec, ze wszystko mi sie z grubsza udawalo. Po malutku spelnialam swoje wyznaczone cele i marzenia. Ale czy to bylo szczescie??...
Czy mozna byc szczesliwym w chorobie i cierpieniu? Przed przeszczepem, ciezko chorowalam, rowno dwa lata. Zaczelo sie od udaru niedokrwiennego mozgu, z powodu niewykrytego migotania przedsionkow, pozniej badania wykazaly ciezka chorobe serca - kardiomiopatie. Moj swiat sie zawalil. Niemoc zaczela mnie coraz bardziej dotykac. Moje serce pompowalo zbyt malo krwii, zebym mogla funkcjonowac na tyle normalnie, zeby wykonywac swoja wymarzona, ukochana prace. Zeby w ogole normalnie chodzić. Moja depresja sie poglebiala. Zeby nie odczuwac niemocy -  leżalam. To byl jedyny moment kiedy nie czulam niemocy, leżenie jednk nioslo za soba coraz wieksze poczucie bezndziei. Plakalam. Duzo plakalam. Nie moglam pogodzic sie z ta swoja ułomnoscia. Z niemoca. Z zakonczeniem mojej "kariery zawodowej", ktora nie zaczela sie na dobre, a juz musiala sie zakonczyc, choc bylam na dobrej drodze, zeby zaistniec, doszlam do jej konca. Do znaku "zakaz wjazdu". Zadawalam sobie pytania "po co"?? Dziwne, ze pytanie "dlaczego ja" zadalam sobie moze z raz, no może z dwa...

Wiec tak: w wieku 34 lat z mojego rodzinnego miasta wyjechalam do Warszawy, zeby pracowac w nowym, wymarzonym zawodzie. W pewnym momencie mojego zycia, cos mnie zaczelo pchac w stronę Warszawy. Rok przyjezdzalam tu na kursy, az zdecydowalam sie na krok ostateczny. Rzucenie stalej pracy na rzecz poczucia przygody w stolicy. Przeprowadzka. Gdy zaczela sie choroba, zaczelam odnosic wrazenie, ze dotarcie do tego punktu, w ktorym sie znalazlam, bylo pokierowane pod plaszczykiem lepszej pracy, ale tak naprawdę Bog kierowal mnie juz w stronę przeszczepu. Czemu tak uważam? Bo poczatek choroby zaczal sie w Warszawie. Wyszlam z udaru bez wiekszego szwanku, mozliwe ze tylko dlatego, ze trafilam do duzego szpitala, ktory mial oddzial udarowy i zrobili mi duzo badan diagnostycznych i zareagowali prawidlowo. Skierowali mnie do najlepszej Kliniki na swiecie😂💗😘💚😍😍💖😍💕😍💟😛💋😜❤😜😇😻🧡😻👩‍⚕️💗👨‍🔬💜👩‍🔬💑💌👑💏🤝💜 - do Instytutu Kardiologii w Aninie, pisze teraz, przez pryzmat tego ze przezylam ten przesczep, ze mi pomogli. Ze robili wszystko, zebym dotrwala jak najdluzej w jak najlepszym stanie. W moim rodzinnym miescie, kardiolodzy nie znali tej choroby. Przynajmniej ci u ktorych bylam, bo wiadomo ze nie moglam byc u wszystkich. Spotykalam sie tam z ogromnym niezrozumieniem, co bylo myślę skutkiem niewiedzy, bo lekarze negowali moje objawy, ktore raptem w klinice w Aninie byly w mojej chorobie powszechnie znane. Tam nie byly i musialam udowadniac, ze nie jestem sloniem, a i tak mysleli ze jestem. Nawet niektorzy potrafili mnie kierowac w stronę psychiatry. Jakby choroba serca byla wynikiem choroby glowy.. Tak wiec: Gdybym nie trafila do Warszawy, mogloby mnie juz tu nie byc na tym swiecie..a na pewno nie bylabym po przeszczepie.

Bylam chora od zawsze. Bylam, ale o tym nie wiedzialam. I w glebi duszy to zawsze czulam, ze cos mi jest. Nie moglam zyc w pelni fizycznie tak jakbym chciala. Staralam sie przezwyciezac swoje niemoce w pogoni za czyms. Wlasnie. Za czym. Za szczesciem...
Z pragnieniem szczęścia, spelnienia jednoczesnie ciagle czulam niedosyt...
Gdy te szesc lat temu diametralnie zmienilam swoje zycie, przekwalifikowalam sie zawodowo, zeby moc poczuc sie spelnioną. Czy tak sie poczulam?? Moze tylko momentami. ..
...Porażka w postaci choroby...
Dlaczego sukcesy nas tak nie grzeja jak ziebia nas porazki? Porazki nas dotykaja zeby nas zmotywowac. Ale czy choroba jest porazka??
Nie chcialam zeby ludzie wiedzieli, ze choruje, ze tak cierpie. Nie bylo to moze cierpienie takie stricte fizyczne. Byl to ciag sytuacji i zdarzen, pobytow w szpitalach, sytuacji z personelem medycznym, przez ktore czulam sie odmiencem. Wielkim zgnilym jajem, goracym ziemniakiem, ktory jest odrzucany, bo zbyt parzy, lub smierdzi w przypadku jaja.
Czulam: skonczylo sie moje szczescie w zyciu..
Kiedy podjelam walke??
Diadnoza - przeszczep serca. "Pani chorobę leczy sie przeszczepem".
No to jestem juz pewna. Szczescie mnie opuscilo.
Tak myslalam na 1.5 roku przed przeszczepem. Ale czy to byla obiektywna prawda??? Czy prawda przecedzona przez moje, wtedy nie rozowe okulary a raczej szare..
W szpitalu przez te dwa lata, sukcesywnie spotykalam bardzo chore kobiety, czekajace na nowe serca. Bylo ich kilka. Wszystkie odeszly. Blisko po przeszczepie.
To wlasnie byla ta szarosc..
Balam się, ze taki los moze spotkac i mnie.. raczej bylam pewna, ze to normalne ze taki los spotyka wiekszosc ludzi, ze przeszczepow sie raczej nie przezywa..no przeciez jak to..taka skomplikowana operacja..

Zbieg okolicznosci sprawil, ze zostala mi przydzielona nowa Pani doktor. Naprawde zbieg okolicznosci? Czy moze plan Bozy. Jedna z niewielu lekarzy, ktora stawia sobie za cel wyleczenie pacjenta. A nie tylko leczenie. Pod jej skrzydlami czulam sie zaopiekowana. W koncu zrozumialam na czym polega istota mojej choroby. Dzieki niej moglam sie otrzasnac z marazmu i wziac wroga za rogi. W pewnym momencie nastapila we mnie wielka przemiana. Z bidulki patrzacej w sufit, uzalajacej sie nad soba, stalam sie wojowniczka. Kto jak nie ja?
Nagle zaczelam spostrzegac osoby, ktore zyja po przeszczepie i maja sie dobrze. To sie moze udac!
 Obserwowalam swoj organizm i razem z doktor probowalysmy zaradzic moim objawom. Niestety coraz mniej nam sie to udawalo. Coraz czesciej ladowalam w szpitalu..
Az nastal wrzesien 2018. Podczas wrzesniowego pobytu na oddziale kardiomiopatii w Aninie. Mialam przyjemnosc spotkac 2 mezczyzn po przeszczepach. Jednego znalam, bo czekal na swoje serce ponad pol roku, widywalismy sje wczesniej na oddziale, drugi zas po pionierskim podwojnym przeszczepie serca razem z watroba. W okolo 2 tygodnie po przeszczepie przyszli odwiedzic pielegniarki na oddziale. Kiedy ich zobaczylam, jak sa odmienieni, jakie maja dobre humory, jak zartuja, ze sa juz zdrowi, bo choroba poszla razem ze starym sercem..
..zaczelam chciec przeszczepu. To co wczesniej wydawalo mi sie koncem swiata, koncem zycia. Pewnego wrzesniowego wieczoru nabralo dla mnie nowego znaczenia. Zobaczylam inna perspektywę. Znow okulary zaczely nabierac innego odcienia..moze nie rozowego od razu, ale juz mniej szarego.
Powiedzialam do lekarza: "Chce przeszczepu". Wisialo to oczywiscie nade mna nieublagalnie, ale lekarze staraja sie pacjenta trzymac na swoim sercu najdluzej jak sie da. Lekarz sie zdziwil..bo chyba bylam jedna z nielicznych pacjentow ktorzy sami wychodza z tym tak zdecydowanie. Powiedzialam, ze nie chce czekac do ostatecznosci, kiedy organizm bedzie tak wycienczony ze sobie nie poradzi. Lekarz do mnie, ale to nie takie hop siup.. przeszczep nie leczy, tylko zmienia stan rzeczy. Obecna choroba zamienia sie na inne, ktore towarzysza m.in. skutkom ubocznym lekow, oraz ew. Powiklaniom po operacji.
Panie doktorze: Moje zycie to przechodzenie z kanapy na lozko i z powrotem. To nie jest zycie...
..po konsultacji z profesorem zadecydowali ze, zbierze sie komisja, kwalifikujaca mnie do przeszczepu. .
W miedzyczasie poszlam do domu i zaznawalam ostatnich promieni cieplego wrzesniowego slonca. Rozkoszowalam sie kazda chwila. Kazdym zolknacym listkiem. Bralam z zycia, ile moglam czekajac na ten "wyrok"..

..wtedy poznalam inne oblicze szczescia..
Szczęscia z docenienia tego co mam.
..Szczescia z odczuwania, a moze nie odczuwania bolu. Szczescia ze slonecznej pogody, bo dzien mozna spedzic na dworze, a nie w domu. Szczescia, ze mam malego bialego pieska i przelalam na niego cala swoja milosc. Ze mozemy razem sobie towarzyszyc w ogladaniu przyrody.. szczescie, ze mam dobrych lekarzy, ktorym ufam, ktorzy mnie przyjma na oddzial, zeby ratowac mi zycie, szczesciu ze mam kochajaca rodzine, ktora caly czas mnie wspiera..szczesciu, ze mam przyjaciół, ktorzy po prostu są..wiec kto mi odpowie na pytanie co to jest to szczescie??
W zdrowiu szczesciem bylo dla mnie istnienie na poziomie zawodowym, bycie docenioną,  Zaczelam to dostrzegac. Nie odkrylam ameryki, wiele osob w chorobie tak ma. Zreszta wiele osob ogolnie.. nie docenia czegos dopoki tego nie straci. Dom mozna odbudowac, postawic nowe mury, stracone pieniadze, mozna na nowo zarobic..ale wtedy gdy jest podstawa. Zdrowie. Zyczymy w okazji urodzin zdrowia i szczescia.. bo zdrowie to zarazem i szczescie, ale dowiadujemy sie o tym gdy to tracimy.
 Mam wrazenie, ze dobrobyt pomylil nam sie z dobrostanem. Zawsze za czyms biegniemy. Biegniemy, zasapani, chcac dogonic kroliczka, a on sie nam wymyka a my znow nakreceni gonimy. Ten mechanizm nas motywuje. Ale jak w takim razie osiagnac permanentny stan szczescia, gdy nam sie ten kroliczek wymyka i znow musimy zaczynac pogon od poczatku.
Jestem chora. Czy moge byc spelniona?? Czy moge byc szczesliwa..?  W starozytnej definicji szczescia  bol, cierpienie oraz  nieprzyjemne rzeczy byly dopuszczalne.  Sa naturalna rzecza w drodze do rozwoju naszego potencjalu. Nic sie nie uklada na zawsze. Wlasnie kroliczek znow ucieknie..i to nie znaczy ze mamy czuc sie nieszczesliwi..ja zaczelam uczyc sie odczuwac szczescie mimo wszystko. To byla chwila zatrzymania sie rozejrzenia wokol, zobaczenia jaki swiat wokol, swiat przyrody jest doskonaly i piekny. Wtedy odpuscilam "kariere i swiat swiatel i niestworzonych rzeczy", na rzecz spokoju i spedzania moze ostatnich chwil w moim zyciu w takim moim balonie szczescia. W ktorym bylam w sumie tylko ja i moje mysli. Ale nie napedzaly mnie juz w kierunku szalenstwa, a spokoju. Zaznalam spokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Minęło 5 lat

 24.01.2024 roku minęło 5 lat od przeszczepu. 7 od udaru. Prawdziwy jubileusz! Mam 5 lat :-)